HR musi zginąć

Maciej Lelusz
24. maja 2018
Reading time: 4 min
HR musi zginąć

Parny letni wieczór, w napięciu oczekujesz na telefon, sprawdzając konwulsyjnie e-mail, zastanawiasz się, dlaczego wciąż niema odpowiedzi. Przecież rozmowa telefoniczna poszła wyśmienicie, potem spotkanie, na które gnałeś pół Europy na własny koszt, też zdawało się sukcesem… a tu nic…

Godziny płyną w napiętym oczekiwaniu. Nagle zagubiony owad wpadł w lampę i spłonął, nie orientując się nawet, co go zabiło. Myślisz jakie życie tej jętki jest proste – 24 godziny życia, wszystko dzieje się niemal natychmiast a ty czekasz, na wszystko w swoim życiu czekasz. Rodzisz się, czekasz, aż cię klepnął w tyłek, co byś odkrztusił, potem na jedzenie, w szkole na przerwę a na dyskotece na dziewczyny. Całe życie wlepiasz bezradnie spojrzenie we wskazówkę zegarka. Tak jest i teraz, rekruter miał zadzwonić, a tu nic, trzecia noc.

Pewnie nie jednemu z Was staje przed oczami podobny obrazek. Jeszcze kilka lat temu trzeba było na kolanach, biczując się do krwi łkać nocą pod oknami rekruterów, czy też pracodawców co by rzucili jakiś ochłap. Wydaje mi się, że dziś role się lekko odwracają. Być może, ze względu na wielorakość form obecnego IT i ilość ludzi, których ta potworna machina pożera co roku. Nienasycenie rynku wychodzi na wielu płaszczyznach, z jednej strony coś by się zrobiło, ale nie ma kim, a jak już jest kim, to zaraz nie ma projektu, bo ryzyko duże, że zaraz ten ktoś odleci do jednego z wolnossących personel gigantów z listy top 500.

Już dziś widać, że nie znajdzie się wielu chętnych na wyprawę przez pół Polski, a co dopiero na lot do innego kraju, w celu odbycia rozmowy kwalifikacyjnej. Nadchodzi czas, że rekruterzy, którzy do niedawna zza biureczka, telefoniczkiem i mejliczkami ogarniali niewolników dla swoich opasłych klientów, będą musieli zapakować się do służbowych fiest czy innych punto i samemu udać się do kandydata. Czy to dobrze, czy źle to zależy, po której stronie się znajdujemy i jaki jest nasz cel. Jeżeli jesteś rekruterem, to cóż, taka zmiana może zachwiać Twoim dotychczasowym stylem pracy i życia, natomiast gdy jesteś potencjalnym kandydatem, to nie mogłeś trafić lepiej. Ty zaczynasz dyktować warunki a zainteresowani Tobą rekruterzy, czy też pracodawcy muszą się do nich dostosowywać.

Interesujące natomiast jest to, że mimo iż z zasady gry od wielu lat są takie same i obie strony znają je doskonale to wciąż widać, że rekruter z kandydatem często się rozmijają. Z jednej strony słyszy się, że wielu ludzi zmieniłoby pracę, a z drugiej pracodawców, którzy narzekają, że nie mogą nikogo znaleźć. Może oczywiście wynikać to z naszej Polskiej mentalności i złotej zasady, że „zawsze lepiej gdzie nas nie ma”, jednak wydaje mi się, że takie skwitowanie tego zagadnienia byłoby zgoła nierozsądne i upokarzająco płytkie. Jedni twierdzą, że rozwiązanie leży w wynagrodzeniu, pewnie jest w tym pewna cząstka prawdy, bo jak by nie patrzeć, jest to najłatwiej policzalny wskaźnik wynikający z zużycia energii w pracy. Jednak nie można tego uznać za jedyny fakt.

Osoba pracująca w IT zazwyczaj zarabia średnią krajową lub więcej, a jeżeli wskakuje na specjalistyczne lub menadżerskie stanowisko, to kwoty mogą być zaskakująco przyjemne. Podwyżka 10% nic nie zmienia. Ludzie? Owszem. Dobra ekipa to podstawa i niema z tym, co dyskutować. Ludzie potrafią zatrzymać, zarówno współpracownicy, jak i światli managerowie. Cel… i tu wydaje mi się, dochodzimy powoli do sedna. Bardzo często pragniemy zmienić pracę, bo wydaje nam się ona kompletnie bezcelowa i dramatycznie beznadziejna… i mimo dobrej kasy, fajnych ludzi jakoś nie możemy w niej wytrzymać, a zarazem nie możemy jej porzucić. Czysty syndrom sztokholmski w owalu wypalenia zawodowego… i to zdaje się być, największym motorem zmiany.

Być może już niedługo będzie nam dane oglądać, jak rekrutacja 2.0 powraca do korzeni… Przestanie się opierać na masowym wyszukiwaniu stada kandydatów, zasypywania ich mailami i telefonami, zganiania w jedno miejsce i robienia castingu. Natomiast powróci do wyszukiwania tej konkretnej jednostki, która właśnie chciałaby zmienić pracę. Skupi się na budowaniu w niej świadomości zmiany i przedstawi naprawdę spersonalizowaną ofertą rozwoju kariery… Tymczasem wróćmy do kasowania wciąż napływających maili z ofertami pracy, bo zaraz wybuchnie nam skrzynka od tego spamu.

 

Artykuł został opublikowany na łamach IT Professional.