Niewolnicy kalendarza

Maciej Lelusz
3. stycznia 2019
Reading time: 4 min
Niewolnicy kalendarza

Ostatnio obejrzałem film „Idiokracja” Mike’a Judge. Bez większego wchodzenia w szczegóły, rama tej historii oparta jest na twierdzeniu, że z każdym nowym pokoleniem ludzie są coraz głupsi i tak oto za kilkaset lat, światem rządzą i zamieszkują go sami debile. Można się zgadzać lub nie – to i tak nie ma znaczenia, bo jeżeli nie wymyślą tego obiecywanego od kilku tysięcy lat leku na umieranie, to i tak nie doczekamy, aby sprawdzić. Jednak! A jakże, nie mogło się obyć bez delikatnego borowanka w temacie… Co, jeśli autor tego filmu jest Nostradamusem i ojcem Klimuszko pospołu?

Warto się wobec tego zastanowić, co może być przyczyną tego postępującego ogłupienia. Zacznijmy od dowodów rzeczowych. Dowód nr 1 – długotrwałe stany bezmyślności. Niech rzuci kamieniem ten, któremu nigdy nie zdarzyło się lekko obślinionym dotrzeć do krańca internetu. Ten, który nie kopał w Wikipedii w dziale Zioła i Rośliny Magiczne Południowego Zanzibaru tak długo, aż niepóźna godzina, czy też promienie wschodzącego słońca, tylko zdrętwienie pleców przypomniało o rzeczywistości. Podobnie jest z nieprzerwany skrolowaniem w dół na komórce w celu, nie wiem, odkrycia początku wall’a na facebooku? Zalew informacji sprawia, że nasz mózg przechodzi ze stanu Store and Forward w Cut-Through i trudno się z tego otrząsnąć. Kolejnym dowodem jest ilość narzędzi, które ułatwiają życie. Pierwszy z brzegu, ta nasza potajemna przyjaciółka, kochanka od pierwszej pracy licencjackiej – autokorekta. Mam wrażenie, jakby jej zabrakło, to naprawdę cofnęlibyśmy się do czasów Ramzesa i pisalibyśmy tylko za pomocą piktogramów na glinianych tabliczkach. Na koniec wyprowadzania tego krótkiego dowodu empirycznego zostawiłem ulubieńca – kalendarz. Odkąd pamiętamy, żeby wszystko w niego wpisywać, to nic nie pamiętamy… Jest niczym wirus wymazujący z pamięci wszystko, co związane z datami. Tuż po wprowadzeniu spotkania od razu w mózgu następuje wywołanie TRUNCATE TABLE Human.Brain.DateHandling i nic, ani urodziny, ani spotkania w następnym tygodniu. Cisza.

Zdaje się, że zdejmując z głowy wiele małych rzeczy, uwalniamy równie dużo zasobów, jednak czy aby na pewno? Warto pomyśleć, że wkraczamy w etap coraz to prostszych narzędzi do realizowania coraz to bardziej skomplikowanych funkcji. Natomiast, tuż za rogiem czai się sztuczna inteligencja, która okaże się zdecydowanie bardziej zaawansowana od nas. IQ vs AI – nawet przez sortowanie mamy przechlapane. Roboty mają wykonywać najprostsze prace, co w wolnym tłumaczeniu oznacza, że wszystkie. Zatem będzie nas 20 miliardów, a naszym jedyny celem stanie się oglądanie reklam i kupowanie produktów za pieniądze z socialu. Elon Musk powiedział w 2014 roku „Mam nadzieję, że nie jesteśmy biologicznym bootloaderem dla cyfrowej superinteligencji. Niestety jest to coraz bardziej prawdopodobne” i trudno się z nim nie zgodzić.

Autouzupełnianie, zakładki, czytniki RSS, zdania nie dłuższe niż 140 znaków, smartphony, VR i nurtujące pytanie – po co mieć Smart-Watch’a skoro i tak zawsze masz nowy e-mial? Każdy z tych elementów odrobinę odczłowiecza. Celem refleksyjnym weźmy na tapetę pisarzy SF, których wiele wizji się urealnia na naszych oczach. To piękne, ale w tym technologicznym słoju miodu jest łyżka dziegciu – morał większości z tych książek, które tak cudownie się ziszczają, jest raczej smutny. Czy warto zatem stawać przeciwko? Nie. Ogromnej fali się nie powstrzyma, ale warto nauczyć się na niej serfować. Mieć i być – technologia w równowadze z człowieczeństwem, każdy z nas powinien postawić granicę w najbardziej dla siebie komfortowym miejscu i wybrać życie. Artykuł został opublikowany na łamach IT Professional.