Szum sociala

Maciej Lelusz
24. stycznia 2019
Reading time: 4 min
Szum sociala

Ludzki mózg potrafi wskoczyć w swoisty tryb permanentnej ignorancji. Sprawa nie jest łatwa, pierwszy dan tej umiejętności zdobywa się podczas wieloletniej praktyki w szkole podstawowej, następnie gimnazjum i liceum, drugi stopień to studia, a związek małżeński, to pierwszy etap, by stać się sensei. W czasie tej twardej szkoły życia rozwijamy ADblock’a na rzeczy dla nas nieistotne, nieciekawe lub niezrozumiałe. Umiejętność tą cementuje przez lata, również szaleńczy świat reklam, który atakuje nas co dzień, niczym arab na targu próbując wcisnąć rzeczy, których nigdy wcześniej nawet nie podejrzewaliśmy, że potrzebujemy. Po latach przyzwyczajania do szumu wydaje nam się, że jesteśmy panami sytuacji i nic, absolutnie nic nie jest nas w stanie dosięgnąć… Jasne.

Ciągły napływ treści, do którego rzekomo przywykliśmy i mamy czarny pas w ich ignorowaniu, może i odbija się od naszej percepcji, ale tylko na jednej z wielu warstw. Wydawałoby się, że media, takie jak telewizja, czy też radio pełne są krzykliwych reklam i to one są głównym źródłem zalewu chłamu marketingowego. Wystarczy jednak rzucić okiem na to, jak spada poziom naszego skupienia na rzeczywistości, gdy łapiemy zasięg 3G albo dostajemy hasło do upragnionego WiFi – w jednej chwili ze skupionego na celu, dynamicznego, inteligentnego, stosunkowo młodego człowieka zmieniamy się w maszynę do scrolowania.

Social media to wręcz epickie narzędzie do formowania obrazu naszej rzeczywistości w taki sposób, który wydaje nam się najbardziej odpowiedni – wszechobecny czysty sukces, szczęśliwi ludzie, niepokalanie poczęte brunch’e, kolacje zawsze przy świecach i szmerze hiszpańskiej gitary. Praca też jest super! Każda technologia zmienia życie, porusza góry, a za kilka lat odmieni świat na lepsze. Profile międzynarodowych korporacji w mediach społecznościowych są wypełnione super-turbo-jazzy-funky historiami o produktach, które sprawią, że Twój mały smutny świat rozpromieni w końcu kaganek oświaty niesionej wraz ze strumieniem mięciutkich, zamszowych nowinek – tylko nas zasubskrybuj.

Social media to nieprzerwany ciąg reklam, zarówno tych ze świata prywatnego, jak i służbowego. Reklam, które do nas krzyczą przez powiadomienia w telefonach, atakują dymkami, bannerami i delikatnym wibrowaniem komórki. Ten nieskoordynowany napływ informacji, który wydaje nam się łatwy do udźwignięcia, sprawia, iż nie jesteśmy się w stanie skupić dłużej, niż tylko kilka chwil. Bez sprawdzenia maila, czy też komunikatora, bez rzucenia okiem na komórkę, smartwatch, czy też na Facebooka. Przeczytanie więcej niż strony A4 wypełnionej tekstem za jednym podejściem to wyczyn, po którym spokojnie można oczekiwać na nagrodę Nobla.

Trend ten jest na tyle widoczny, że nawet materiały nazywane technicznymi, dostarczane przez producentów sprzętu, dostawców oprogramowania, czy też operatorów chmur publicznych mają maksymalnie trzy akapity tekstu. Poematy takie raczej mają w sobie zdecydowanie więcej wymiotowania tęczą, niż jakiejkolwiek wartości technicznej, a dodatkowo towarzyszy im śmieszny schemat blokowy, starający się za pomocą trzech prostokątów i dwóch kółek wyjaśnić działanie wszechświata. Liczy się jednak szybka konsumpcja. Coraz więcej darmowych ebooków, porównań usług, execeli liczących cały świat. Wszystko, co moje, to twoje, tylko wejdź do chatki z piernika i zapomnij na chwilę starą prawdę, że jak coś jest za darmo, to znaczy, że ty jesteś produktem.

Te lekkostrawne, bezglutenowe materiały techniczne pochodzące z biologicznie zrównoważonej uprawy można spotkać coraz częściej, dzięki czemu coraz rzadziej można znaleźć pełnokrwiste, lekko wysmażone informacje o tym, jak coś naprawdę działa i co się stanie, jak się zepsuje. Dokumentacja techniczna produktu stała się materiałem reklamowym. Chwała na wysokości! Jest sukces! Podzielmy się tym razem, zaszerujmy wspólnie dokumentację producenta, pokażmy światu, że wiemy, o co w tym chodzi, że wszyscy jesteśmy ekspertami. Lubię to. Artykuł został opublikowany na łamach IT Professional.